wtorek, 18 stycznia 2011

Pierwszy widok na Everest i droga do Tengboche

Opuszczajac Namche Bazar
Ostatnie spojrzenie na NB i w droge:)


Pierwszy widok na Everest (8848m, szczyt po lewej), Lhotse (8516m,na wprost) WOW!!!

Drahanka i najwyzsza gora swiata w tle:)

Dwie szczesliwe pozdrozniczki w Himalajach:)






Obok tragarzy do transportu wykorzystuje sie rowniez piekne jaki:)


Amu Dablam (6812m, po prawej)
Amu Dablam, powoli zanikajacy w chmurach!!














10.10.2010

Namche Bazar - Tengboche (3860m)

Nie moglam sie dzisiaj dobudzic. Z panika wyskoczylam z lozka okolo 6.30, bo musialam sie jeszcze dopakowac, a na 7-ma bylam umowiona z Marta. Pelne wariactwo, ale sie udalo. Marta przyszla nieco wczesniej, wiec biedna musial mi towarzyszyc w koncowce sniadania. Cale szczescie widoki za oknem zapowiadaly niesamowity dzien- czysciutkie niebo i piekna pogoda. Po raz pierwszy ujrzalam tak naprawde, jak polozone jest Namche Bazar. Naprzeciw rozposcierala sie niesamowita gora z osniezonymi szczytami. WOW.. cudo.
Wraz z Marta wyszlysmy w droge okolo 7-mej (chlopcy oczywiscie jeszcze smacznie spali w hotelu, taka bowiem byla ich decyzja:). Co mnie zaskoczylo, to ogromna rzesza turystow, ktora szla pod gore i opuszczala to niezapomniane miejsce. Az ciezko bylo uwierzyc, gdzie sie pomiescili:) Cale szczescie jakims sposobem ten tlumik z czasem jakos sie rozproszyl i nie bylo wiecej takiego odczucia. Poczatkowo droga byla niemal plaska i co ciekawe po 20 minutach spacerku, gdy wyszlysmy za rog zbocza, naszym oczom po raz pierwszy ukazal sie Everest- najwyzsza gora swiata. WOW. Ale bylam podekscytowana. Widok zapieral dech w piersiach - Everest (8850m), Lhotse (8516m), Ama Dablam (6812m) w calej okazalosci. WOW!!! Nigdy nie zapomne tego momentu. Mimo ze bylam tak daleko, to czulam ogrom tych gor, ich niedostepnosc i ich nieokielznanie. FRUWALAM!!!!:):) to wlasnie bylo miejsce dla mnie!!!
Pogoda byla ladna, widoki powalajace, wiec az chcialo sie dreptac dalej. Droga prowadzila po plaskim, badz lekko w gore, lekko w dol. Idealnie na delektowanie sie widokami i pogaduchy. Szlam razem z Marta. Cala trase do Ama Dablam Lodge, gdzie zroblysmy odpoczynek, przegadalysmy. To bylo bardzo sympatyczne:) Podczas godzinnej przerwy, jaka sobie zaserwowalysmy na podziwianie Ama Dablam, mialysmy mala przygode z badaczem lodowcow. Zaczepil nas bowiem pewien Amerykanin, ktory przyjechal w te rejony badac lodowce. Byl z cala ekipa telewizyjna, wiec kamery i aparaty byly w ruchu. Co nas bardzo zaciekawilo to fakt, ze ow badacz wyraznie byl nami zaintersowany, aby porozmawiac, opowiedziec o swoim projekcie i programie. Dopiero potem zorientowalysmy sie, ze te nauki/opowiesci byly nagrywane na kamere, wiec juz wiadomo bylo, co mialo byc ich celem. Cale szczescie potem mialysmy chwile na podziwianie widokow.
Dalsza czesc drogi prowadzila przez wioske Phungi Thanga (3250m)- ciekawe miejsce, choc na pewno odbiegajace od widoku standardowych wiosek w Nepalu. Kawalek dalej spotkalysmy slynngo wspinacza z Nowej Zelandii- Martina. Nazwalysmy go "czlowiekiem ADHD", bo caly czas jest w ruchu, nawet jak rozmawia, to szybkosc z jaka sie wyslawia, wyraznie potwierdza, ze przydomek ten jest jak najbardziej dla niego odpowiedni:). Historie o Martinie opowiedzieli nam wczesniej chlopcy, a teraz mialysmy okazje poznac go osobiscie. To bylo naprawde mile:) Martin w ostatnim roku wszedl na 4 osmiotysieczniki. WOW. A obecnie wybieral sie z klientem na Ama Dablam, a potem samemu na Lhotse. To sie nazywa plan:)
Dalsza droga doprowadzila nas do polozonego nad rzeka mostu (jeden drewniany- uroczy, drugi metalowy). Stad czekalo nas juz tylko dlugie podejscie (ponad 600 m przewyzszenia) do Tengboche. Podejscie okazalo sie byc stosunkowo latwe, mimo iz bylo naprawde strome. Pozwalalo utrzymac stale tempo i powolutku, powolutku piac sie do gory. Lubie takie podejscia:):) Tuz przed samym koncem zrobilysmy z Marta przerwe na batonika.. ktoz wiedzial, ze tuz za rogiem jest Tengboche:) hihi..W kazdym razie dobrze, ze bylysmy tak blisko celu:)
Tengboche (3860m) okazalo sie skupiskiem kilku lodge'y, usytuowanych wokol przepieknego buddyjskiego klasztoru. Niestety gdy tam dotarlysmy, wszystko oplecione bylo chmurami, wiec widocznosc byla naprawde niewielka. Zasiadlysmy wiec w pierwszej lepszej lodgy, aby napic sie cieplej herbaty i rozgrzac zmarzniete kosci:) Co ciekawe tu spotkalysmy pare nowozelandczykow z mojego pierwszego noclegu.. to bylo mile.
Za okolo pol godziny pojawili sie Jarek z Grzeskiem. Jak sie okazalo byli znacznie bardziej praktyczni, bo od razu udali sie na poszukianie noclegu:) Nie tak jak leniwe dziewczyny, ktore planowaly poleniuchowac przy herbatce:) Znalezienie noclegu nie bylo takie latwe, bo wszystko bylo juz zajete. Cale szczescie udalo nam sie znalezc nocleg w Trekkers Home (200 nrs/double), gdzie dostalismy dwa male pokoje tuz przy jadalni. Tu tez spotkalam dwojke przesympatycznych Japonczykow, na ktorych natknelam sie wczesniej na lotnisku i w Namche Bazar. Potem przyszedl czas na jakas przekaske i niesamowicie sympatyczne pogaduchy. Oczywiscie temat gor i doswiadczen chlopakow zdobinowal cala rozmowe, co bylo SUPER! To byl b. mily czas.
Popoludniu wybralismy sie na spacer. Niestety cale niebo bylo nadal zachmurzone, wiec widoki na okolice byly zerowe. Niemniej wizyta w klasztorze, a potem spacer przez las do rzeki, byly niesamowicie sympatyczne (do tego jeden z kolegow uraczyl nas historiami z podstawowki, co bylo urocze). Po powrocie do lodge'y zadowolilismy nasze zoladki, jedzac po malej zupce, ktora przyprawilismy polska kielbasa i serem wedzonym, ktore nioslam ze soba:) To sie nazywa polaczenie:) Niemniej kazdemu uszy sie trzesly wcinajac te smakolyki. Mi rowniez:):):)
To byl kolejny piekny dzionek w Himalajach... a mam nadzieje, ze to dopiero poczatek:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz