środa, 19 stycznia 2011

Coraz wyzej i wyzej... Lobuche (4910m)

Pheriche i pomnik na czesc tych, ktorzy zgineli na Everescie

Nasz hotel Pheriche
Nawet na wysokosci 4371 m mozna poserfowac w internecie:)
Pheriche






Ama Dablam (6812 m)

Widok na doline... z Dingboche u podnoza i Island Peak w tle




Dingboche w calej okazalosci




Cholatse (6335 m) i Tubuche Peak (6495 m)
Ama Dablam



Drahanka i jej przesympatyczni znajomi z Japonii:)






Przyszedl czas na leniuchowanie i wygrzewanie sie na sloncu :)








I dalej w droge do Dughla... Ama Dablam zostaje w tle...

Pierwszy widok na Pumori (7165m)





Drahanka w Dughla (4620 m)
Dughla Pass (4830 m)





Pumori:)

Drahanka i Pumori w tle





Wieczorem w lodge'y w Lobuche....


12.10.2010

Pheriche- Lobuche (4910m)

Sporo czasu nam zajelo zanim wyruszylismy w droge. Jak widac dzisiejszego dnia poranne leniuchowanie bylo potrzebne wszystkim:) Champa porridge i lemon tea na sniadanie dodaly jednak energii, wiec nie bylo tak zle:) Zaczelismy od sesji zdjeciowej w lodge'y. Chlopcy mieli bank, jako sponsora wyprawy, wiec musieli zrealizowac pewne wymagania promocyjne:)
Pogoda zapowiadala piekny dzien, wiec bylam podekscytowana:). Jak zwykle zreszta... hihi. Wedrowke zaczelismy od krotkiej wizyty na internecie. Gdy pozostala trojka buszowala w sieci, ja podziwialam pomnik Everestu z wypisanymi nazwiskami osob, ktore poniosly smierc probujac zdobyc najwyzsza gore swiata. Smutne, ale prawdziwe:( Pomnik znajduje sie w centrum Pheriche, tuz przy szpitalu.
Okolo godziny 12-tej zaczelismy zdobywac pierwsze podejscie. Ohhh, jakze piekny widok rozpostarl sie przezd nami, gdy weszlismy na pierwsze wzgorze...Oprocz przepikenych szczytow wokolo, dslonila sie przed nami dolina, w ktorej lezy kolejna wioska- Dingboche. Niestety nie byl to kierunek, w ktorym zmierzalismy. A szkoda, bo bylam bardzo podekscytowana, tym co widzialam. Z jednej strony przecudowny szczyt Ama Dablam (6812m), a daleko w dolinie kolejne szczyty w okolicach Makalu (8462m) i Island Peak (6189m). W tym miejscu na chwile rozdzililysmy sie z chlopakami, bo oni chcieli isc dalej, a ja popodziwiac widoki z sasiedniego wzgorza. Nasze drogi spotkaly sie jednak juz po okolo godzinie, gdy zmierzajac w kierunku Dukhla natrafilysmy na nich, wylegujacych sie na sloncu i zazywajacych kapieli slonecznej:) Miejsce bylo faktycznie urokliwe na dluzsza przerwe, wiec bez najmniejszego protestu dolaczylismy do grupy leniuchow:) Co ciekawe za chwile pojawili sie nowi znajomi- dwojka Japonczykow, ktora mialam okazje juz kilkakrotnie spotkac od poczatku trekkingu:). Miejsce, w ktorym leniuchowalismy bylo naprawde cudowne- z jednej strony osniezone szczyty- Cholatse (6335m) i Tabuche Peak (6495m), z drugiej gorujacy nad dolina Ama Dablam. WOW!!!
Lezakujac na trawie rozleniwilismy sie na tyle mocno, ze poczatek dalszej wedrowki, mimo ze po plaskim, wymagal nieco wiecej energii, aby sie rozruszac. Cale szczesie juz po krotkim odcinku, naszym oczom po raz pierwszy ukazal sie szczyt Pumori (7165m), ktory dal nam niezlego kopniaka, aby isc dalej i jeszcze szybciej:):). Wygladal tak majestatycznie! Kazdy czul sie podekscytowany, ale mysle, ze chlopacy najbardziej... w koncu to wlasnie ten szczyt byl celem ich wyprawy.
Po dojsciu do Dhukla (4620m) zrobilismy kolejny odpoczynek. Chlebek, kielbasa, slonce, mile towarzystwo i przepiekne osniezone szczyty wokolo... czego wiecej pragnac:):):)
Dalsza czesc podejscia byla nieco trudniejsza- musielismy zdobyc na wysokosci okolo 300 metrow, wiec trzeba bylo sie nieco powysilac. Podejscie nie bylo jednak zbyt trudne. Pozwalalo utrzymac stale tempo, a to najwazniejsze. Zreszta ja uwielbiam wszelkiego rodzaju podejscia (nienawidze zejsc, gdy kolana wolaja "ratunku"), wiec to byla moja bajka. Przez cala droge przed nami rozposcieral sie szczyt Pumori, a za nami Cholatse i Tabuche Peak. Tak doszlismy do Dukhla Pass (4830 m).
W drodze do Lobuche spotkalam przesympatyczna grupe Czechow. Wlasnie schodzili z Bazy. Ich celem nie byl Everest, ale Lhotse. Niestety ze wzgledu na zla pogode musieli sie cofnac z wysokosci 7000 metrow. Z tego co opowaiadali cala ich wyprawa bogata byla w przygody. Przylecieli do Lukli miesiac wczesniej, ale pierwszy tydzien czekali na sprzet, bo po ich przylocie pogoda na tyle sie pogorszyla, ze odwolano loty przez kolejny tydzien. Wiec siedzieli, czekali i z tego co mowili prowadzili bardzo rozrywkowe zycie, jak na te warunki... hihi. Na koniec poczestowali mnie swiezo upieczonym na wysokosci 5300 metrow chlebem i typowo czeskim salami:) Spotkanie z nimi wywolalo wielki usmiech na mojej twarzy, bo mimo ze byli znanymi wspinaczami (dwoch z nich zdobylo K2) byli niesamowicie szczerzy, skromni, otwarci i pelni radosci zycia. A ta energia promieniowala od nich na kilometr:)
Ostatni odcinek drogi prowadzil wzdluz strumienia po plaskim. Niestety po dojsciu do Lobuche okazalo sie, ze wszystkie pokoje sa zajete, przynajmniej taka informacje dostalismy w pierwszych dwoch lodge'ach. Cale szczescie chlopacy wykorzystali wszystkie swoje umiejetnosci i znalezli dwa ostatnie pokoje w wielkiej lodge'y - Kala Pathar Lodge (300 nrs/double). Miejsce nie bylo zbyt atrakcyjne, a co gorsze straszliwie przeludnione, ale nie moglismy narzekac, bo spanie na dworze badz w jadalni na takiej wysokosci na pewno nie nalezaloby do najprzyjemniejszych.
Wieczor spedzilismy na pogaduchach, poznawaniu nowych ludzi (przystojny Chris z Australii i dwojka sympatycznych Niemcow) i ogrzewaniu sie w przeludnionej jadalni. Bardzo zaskoczyl nas komentarz dwoch niemieckich mezczyzn, ktorzy czesc wieczoru przegadali z nami. Byli zszokowani, ze poznalismy sie 3 dni temu. Zanim jeszcze do nas zagadali przygladali sie z boku i jak sami stwierdzili, wygladalismy jak grupa przyjaciol, ktora zna sie od wiekow i swietnie bawi sie w swoim towarzystwie. WOW. To bylo naprawde mile i swiadczylo o tym, ze naprawde dobrze sie razem bawilismy:)
Nie zapomne jaki ubaw mielismy z dziewczynki, ktora serwowala jedzenie. Jej telefon co chwila dzwonil, a dzwiek dzwonka "kukuryku" bawil wszystkich po pachy:)
I choc jedzenie pozostawialo wiele do zyczenia, a jego koszt powalal na kolana, to nie moglismy narzekac. Towarzystwo bylo super, a to chyba najwazniejsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz