czwartek, 27 stycznia 2011

Kathmandu i przygotowania do kolejnego trekkingu
































































































24-26.10.2010

Kathmandu- Pashupatinath- Boudanath

To byly zwariowane trzy dni z Manu i znajomymi.
Pierwszego dnia (24.10) pozna pobudka, dlugie sniadanie w lodge'y, a potem wycieczka do swiatyni Pashupatinath i Boudanath. W tej pierwszej bylam przed moim trekkingiem pod Everest, wiec cierpliwie czekalam w okolicy, az cale towarzystwo pozwiedza. Nie mialam ochoty przezywac po raz kolejny emocji zwiazanych z paleniem cial:( Manu z Nagu poszli nawet do srodka swiatyni...szczesciarze. Probowali porobic zdjecia, tak abym i ja mogla zobaczyc jak wyglada najslyniejsza swiatynia Hindusow w Nepalu. Niestety i tam zakazano im pstrykania zdjec:(
Po krotkiej wizycie w Pashupatinath wraz z Manu i Nagu wybralam sie do swiatyni buddystow- Boudanath. Wow.. to miejsce bylo naprawde niesamowite ... przepiekna stupa, tysiace choragiewek i mlynkow modlitwnych, setki wiernych pograzonych w modlitwie, przemierzajacych kolejne okrazenia wokol stupy. Do tego wszechobecna buddyjska muzyka.. wow...niesamowite miejsce, niesamowita atmosfera. Popstrykalismy zdjecia, a potem usiedlismy na jednym z poziomow stupy i podziwialismy modlacych sie. Po godzinie dolaczyly do nas dziewczyny i razem wybralismy sie na herbatke do jednej z okolicznych restauracyjek. Siedlismy na jednym z dachow skad rozposcieral sie przepiekny widok na Stupe, jak i tlumy przemierzajace kolejne okrazenia. Niesamowite doswiadzczenie. Niestety dalsze wydarzenia, jezeli chodzi o moja osobe nie byly zbyt pozytywne. Mimo ze w ciagu dnia zjadlam naprawde niewiele, to dostalam wielkiego rozwolnienia i myslalam, ze nie dojade do lodge'y. Na moje nieszczescie tempo wysadzilo nas w polowie Thamel'u, wiec czekala mnie jeszcze 20 minutowa przechadzka z olbrzymim bolem brzucha. Cale szczescie po kilku tabletkach przeszlo:(
Z ciekawych historyjek z trzydniowego pobytu w Kathamndu mysle ze warto przytoczyc moj permanentny glod. Czulam sie caly czas glodna i caly czas chcialam cos jesc:) Chyba nadrabialam ostatnie tygodnie. Niestety jak sie okazywalo nie dane mi bylo najadac sie do pelna. Po kazdym posilku bolal mnie brzuch, badz mialam rozwolnienie. To sie nazywa pech...:( A z najwiekszych zachcianek, jakie mialam byly chipsy... hihi.. typowa kobietka:):)
Kolejnego dnia (25.10) przyszedl czas na zalatwianie formalnosci. Zaczelam od kwestii przedluzenia wizy, bo na lotnisku wykupilam tylko miesieczna i za 6 dni moja aktualna wiza wygasala. Gdy wraz z Manu udalismy sie Centrum Wizowego okazalo sie, ze niezle sie wrobilam. Myslalam, ze przedluzenie wizy nie bedzie kosztowne, a jak sie okazalo na miejscu wychodzilo drozej niz pocztakowa 3-miesieczna wiza. Za kazdy dzien przedluzenia musialam zaplacic 2 dolary, co przy 30 dniach dawalo 60 dolarow. Zdzierstwo. Ale bylam zla. Gdybym po przylocie do Nepalu wykupila 3-miesieczna wize wyszloby taniej...a tu zonk:(:( Niestety nie mialam wyboru. Wiedzialam ze ide na dlugi trekking, potem potrzebowalam czasu na zalatwienie wizy indyjskiej wiec 30 dni bylo minimum. Zlozylam wiec wszystkie dokumenty, a jak mnie poinformowano nowa wize i paszport moglam odebrac tego samego dnia popoludniu. Istniala mozliwosc odebrania paszportu po 15 minutach, ale ta przyjemnosc kosztowala 500 rupii, wiec odpuscilam:)
Kolejny dzien (26.10) przeznaczylismy na zalatwianie pozwolen trekkingowych. Z samego rana udalismy sie wiec do Centrum Turystycznego przy Ratna Bus Station, wypelnilismy wszystkie papierki, wplacilismy oplaty i po godzinie wszyscy mielismy pozwolenia gotowe. Podobnie jak w przypadku trekkingu pod Everest, rowniez tu wymagane byly dwa pozwolenia- pozwolenie wstepu do Parku Narodowego Annapurny (2000 nrs) i rzadowe pozwolenie TIMS (1450 nrs). W sumie oba papierki sa stosunkowo kosztowne, jak na warunki Nepalu. A co najsmutniejsze nie wyboru, trzeba je miec:)
Po wszystkich formalnosciach dziewczyny poszly zalatwiac dla siebie przedluzenia wiz nepalskich, a ja razem z Manu i Nagu, na zakupy. Manu planowal kupic nowy plecak, wiec cale popoludnie spedzilismy na poszukiwaniu odpowiedzniego plecaka. Ostatecznie jednak nic nie wybral. Cale szczescie reszta ekipy nadrobila za niego i zrobila pewne zakupy dla siebie:). Wieczorkiem mielismy dluge pogaduchy w pokoju, co sprawilo, ze nastepnego dnia ciezko bylo wszystkim wstac i wyruszyc w droge:( hihih... no ale przeciez wspolny wieczor byl tego warty:)