czwartek, 13 stycznia 2011

Droga do Nepalu....

Lotnisko w Sharjah

Lior i Spela...slowensko-israelska para










Pierwsze widoki na doline Kathamandu
Kathmandu



30.09-2.10.2010

Znalezienie tanszego biletu do Nepalu zajelo mi pelne dwa dni siedzenia na internecie, wyszukiwania polaczen, koordynowania lotow i odlotow, ale ostatecznie sie udalo. Mimo ze loty w jedna strone wielokrotnie sa zblizone cenowo do lotow w dwie strony mi sie udalo znalezc super polaczenie za bardzo korzystna cene 250 EUR na trasie Berlin-Kathmandu. Kosztem oszczednosci finansowej byl jednak czas podrozy:) Wyjechalam z Polski w czwartek w poludnie, a przylecialam do Kathmandu w sobote wczesnym rankiem polskiego czasu (w Kathmandu byla wtedy godzina 14).

Z Wroclawia wyruszylam 30 wrzesnia w poludnie. Pociag byl bezposredni do Berlina, wiec i standard odpowiadal warunkom niemieckim. W mojej glowie kotlowaly sie jadnak inne mysli- z jednej storny czulam sie rozemocjonowana wyjazdem z domu (znow wyjezdzam na 6 miesiecy, zostawiam kochana rodzinke, przyjaciol, Wroclaw), ale z drugiej storny moje serce skakalo, bo lecialam w moje ukochane, upragnione, tajemnicze gory!! Poza tym juz za miesiac czekalo mnie spotkanie z Manu, a wiec moje serducho skakalo podwojnie!!:)
Do Berlina dojechalam okolo godziny 18tej, co ciekawe z 70 minutowym opoznieniem:) Moj dalszy plan jazdy zakladal przsiadke na dworcu Hauptbanhof w S-bahn, jednak, aby bylo ciekawiej okazalo sie, ze tego dnia podlozono bombe w Berlinie i wszytkie S-bahny zostaly wstrzymane. Trzeba bylo wiec znalezc nowe rozwiazanie, jak sie dostac do lotniska Schonefeld. Wzielam wiec najpierw powrotny pociag do pobliskiej stacji Sudkreauz, a potem luksusowy autobuz na samo lotnisko (koszt przejazdu 2.8 Eur). Ku mojemu zaskoczeniu w autobusie poznalam zwariowanego Polaka - Jacka, ktory mieszka w Berlinie i pracuje dla firmy transportowej robiac ankiety i statystyki przejazdow. Milo bylo spotkac rodzima dusze... wiedzialam, ze mozliwosci porozmawiania po polsku bedzie coraz mnie:(
Na lotnisko dotralam dopiero o 21szej, cale szczescie moj zapas czasu po przyjezdzie do Berlina byl dosc spory, wiec nawet zmiana srodkow transportu i trasy na lotnisko, nie kolidowala z lotem:). Pozostaly czas oczkiwania na samolot spedzialam na spacerkach po terminalu, wazeniu bagazu (okazalo sie, ze mam 22.3 kg, a wiec troszke za duzo:). Potem przysypialam nieco na laweczce, az przyszedl czas odprawy, a wiec okolo 1szej w nocy. Z Berlina wylecielismy punktualnie, a wiec o 2:50. Ohhh, jak pieknie wygladal Berlin noca, te swiatla, ta ogromna powierzchnia.. CUDO. Niestety dalsza czesc drogi totalnie przespalam.

1.10.2010
Tak dotarlam do Stambulu, gdzie wyladowalam o 6:30. Swoj kilkugodzinny pobyt w Turcji rozpoczelam od zalatwienia wizy (myslalam,ze zalatwie wize transytowa, ale poniewaz moj lot nie byl laczony, musialam wykupic normalna wize:(- wiza na 30 dni, 20 usd badz 15 eur). Oczekiwanie na lotnisku bylo niemilosiernie nudne... siedzialam, lezalam na siedzeniach, znow siedzialam, potem znow lezalam i tak do godziny 13-tej kiedy to otworzyli bramki do odprawy mojego samolotu. Moj bagaz zostal nadany bezposrednio do Kathmandu, mimo ze czekala mnie jeszcze przesiadka w Zjednoczonych Emiratach Arabskich w Sharjah... pytanie, czy doleci tam przede mna, czy tez po mnie... oby ta pierwsza opcja sie sprawdzila:).
Tus po odprawie spotkalam sympatyczna pare Spele i Lior (Spela z Sloweni, Lior z Izraela). Wlasnie wybrali sie na roczna wyprawe po Azji... szczesciarze:) Tak naprawde od tego momentu do samego Kathmandu bylismy razem:).
Ze Stambulu wylecielismy punktualnie o godzinie 16-tej. Cale szczescie mialam miejsce przy oknie, a kolo mnie nikt nie siedzial, wiec przez caly lot lezalam jak krolowa i spalam:) Nie zapomne momentu przez samym stratem.. poniewaz lecialam arabskimi liniami lotniczymi Air Arabia, to tuz przed odlotem zaraz po instrukcji zachowania awaryjnego, wlaczono przez glosniki najslynniejsza modlitwe muzulmanow, wychwalajaca Allaha...wow.. ale to bylo dziwne uczucie.. wokol mnie same kobiety w burkach (wiekszosc znich miala odkryte tylko oczy, cala twarz zakryta), mezczyzni z brodami i ta glosna muzulmanska modlitwa..ohhh.. dziwne mysli kolataly mi w glowie i przyznam, ze wiele z nich przyprawialo dreszcze na ciele:). W kazdym razie po dordze nic sie nie dzialo, dolecielismy calo i zdrowo, wiec wszystkim tym myslom powiedzialam "papa":)
Okolo 21szej dolecielismy do Sharjah. Niestety podczas poprzedniego lotu nie dano nam zadnego posilku, ani wody (Air Arabia totanie linie lotnicze i za wszystko sie placi) dlatego po przylocie spragniona bylam jakiegokolwiek napoju. I tu mialam ciekawa przygode. Poszlam do kantoru, aby wymienic jakies pieniadze i kupic wode. Okazalo sie jednak, ze nie przyjmuja monet (chcialam wymienic 2EUR, bo wiecej nie potrzebowalam), wiec utknelam. Po co mi 10 eur w draha?? Wiec blagalnym wzrokiem poprosilam Pana w kantorze jeszcze raz, aby zrobil wyjatek, bo ja chce tylko wode, nie pilam od kilku godzin...a on z politowaniem siegnal do kieszeni, wyciagnal swoj prywatny portfel i podal mi 1 draha, abym mogla kupic wode.. hihi.. powalilo mnie to. Czulam sie z tym troche nieswojo, ale z drugiej strony bylo to niesamowicie mile ze strony tego dzentelmena:) A woda za 1 drahe smakowala jak jedyna w swoim rodzaju:)
Potem poszlam odebrac karte pokladowla na kolejny lot. Okazalo sie, ze karty byly juz wydrukowane i na moje nieszczescie dostalam siedzenie w rzedzie F, a wiec po prawej stronie samolotu. Wylatujac z Polski przygotowalam sie i wiedzialam, ze na tej trasie nalezy wziac siedzenie po lewej stronie, bo stad widac Himalaje..a tu pech. Ale nie poddalam sie, po dwoch wizytach w okienku odpraw i wielkich prosbach zmieniono mi siedzenie na 2A, a wiec jedno z najlepszych:) Szczesciara:). Potem poszlam ze slowensko-izraelska para na jedzonko, a okolo godziny 23-ciej przyszedl czas na znalezienie miejsca na przeczekanie nocy (lot byl o 7-mej rano). Wspolnie poszlimy do poczekalni, gdzie spotkalam kolejne dwie genialne duszyczki na mojej drodze- dwoch Chorwatow- Gruba i Borna, z ktorymi trzymalam sie przez kolejne 5 dni. Tak wiec juz w piatke wylozylismy karimaty i spiwory na podlodze w poczekalni i poszlismy spac na kilka godzin:)

2.10.2010
Okolo godziny 5tej zbudzil nas odglos muzulmanskiej modlity puszonej przez glosniki na cale lotnisko.. haha.. powtorak z samolotu:). Zaraz potem zapowiedziano wszytkie loty i kazdy zaczal sie zbierac, pakowac i biec do kontroli, a potem do odpowiednich bramek. Same lotniskow Sharjah bylo dosc przyjemne, choc na pewno wyroznialo sie przez tlumy mezczyzn w bialych szatach (nazwalam ich szejkami), jak i kobiet opatulonych od stop do glow, przemykajacych z kata w kat. Ale takie uroki tego miejsca:)
W samolocie siedzenie @A okazalo sie genialne, okno dokladnie obok mnie, zadnego smigla, zadnego skrzydla.. ahhh bylam podekscytowana i czekalam na nepalskie widoki. Obok mnie siedzialo dwoch przemilych Neplaczykow. Jeden z nich naprawde mnie zaskoczyl. Mimo ze napoje w samolocie byly bardzo drogie, na znak goscinnosci kupil mi "cold drink", a co ciekawe nie wygladal na zbyt bogatego. Po 4 latach pracy fizycznej hotelu w Amu Dhabi wracal do domu w odwiedziny. Jezeli wszysyc Nepalczycy sa tak uprzejmi i mili to juz kocham Nepal i to nie tylko za gory:):):) Nie moglam pozostac obojetna, chcialam pokazac dobre serce Polki:) W ramach rewanzu wyciagnelam polskie przysmaki- czekolade Wedla...ohh jak to pozniej bedzie mi brakowalo tego smaku:)
Potem przyszedl czas na sen. Na szczescie obudzialam sie w najwazniejszym momencie, kiedy z aoknem pokazaly sie cudne Himalaje. WOW... moj pierwszy widok na te przeogromne gory. Byly daleko i dosc sporo chmur oplatalo najwyzsze wiercholki, ale mimo tego widok zapieral dech w piersiach. Fruwalam!!! Ahh czuje, ze czas w Nepali bedzie niezapomniany:) W koncu to kraina dla Drahanki, gory, gory, gory... i Drahanka:):):)
Tak dolecialam do Kathmandu. To byla dosc dluga i meczaca podroz, ale co najwazniejsze dotarlam na miejsce cala i zdrowa:)
Rozpoczynam nowa nepalska przygode! Hurrraaa!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz